WSTĘP

I

W 1950 r. zadecydowano w zlikwidowanym po utworzeniu Polskiej Akademii Nauk Kierownictwie Badań nad Początkami Państwa Polskiego sporządzić „przeglądowy atlas wczesnodziejowy ziem polskich” i podjęto w związku z tym w kilku ośrodkach prace nad przygotowaniem kartotek, obejmujących wypisy ze źródeł drukowanych sprzed 1250Tr.1Zob. A. Gieysztor, O przeglądowym atlasie wczesnodziejowym ziem polskich. Sprawozdania PAU, LI, 1950, nr 4, s. 210-211 i S. Herbst, Przeglądowy atlas wczesnodziejowy ziem polskich, Projekt wydawnictwa. „Kwartalnik Historyczny”, LVIII, 1951, z. 1-2, s. 123-125. Pod koniec 1953 r. postanowiono wydać drukiem zebrane w tych kartotekach materiały, wobec czego dr W. Pałucki, kierujący pod koniec owymi pracami z ramienia Instytutu Historii PAN, przygotował w r. 1955 specjalną „Instrukcję o sposobie redagowania i przygotowania do druku materiałów do regionalnych słowników historyczno-geograficznych Polski wczesnośredniowiecznej”. Słowniki takie sporządzano dla wszystkich, oprócz Wielkopolski, Kujaw i ziemi lubuskiej, dzielnic Polski Piastowskiej, obejmując nimi w zasadzie dane sprzed połowy XIII w.2Ponieważ oprócz zacytowanej dopiero co instrukcji nie udostępniono mi żadnych innych materiałów, zatem nie mogę napisać nic więcej o Słowniku wczesnośredniowiecznym. Już wcześnie jednak okazało się, że tak silnie zawężona podstawa źródłowa jest niewystarczająca, toteż w opracowanym w Łodzi, pod kierunkiem prof. Stanisława Zajączkowskiego, Słowniku ziemi łęczycko-sieradzkiej poszerzono ją do r. 1400, a do końca wieków średnich w Słowniku Mazowsza, który przygotowuje w Warszawie prof. Adam Wolff w Instytucie Historii Kultury Materialnej PAN, opierając się przede wszystkim na rękopiśmiennych księgach Metryki Mazowieckiej i sądowych.

Zwężenie podstawy źródłowej do okresu wczesnośredniowiecznego dawało się odczuć stosunkowo najmniej w prowadzonych we Wrocławiu pod kierunkiem prof. Karola Maleczyńskiego pracach nad Słownikiem Śląska. Ale i tutaj względna obfitość danych źródłowych sprzed r. 1250 dla lewobrzeżnej zwłaszcza części Śląska wrocławskiego nie powinna przysłaniać faktu, że dla dzielnicy głogowskiej i opolsko-raciborskiej posiadamy tych danych bardzo niewiele. Trudno wobec tego odgadnąć, jaką korzyść miała przynieść naszej nauce publikacja słowników wczesnośredniowiecznych, które objęłyby siłą rzeczy tylko niewielki odsetek istniejących wtedy osiedli i to niemal wyłącznie takich, które należały w całości lub częściowo do instytucji kościelnych i klasztorów. Tak samo oczywiście miałaby się rzecz z owym atlasem wczesnodziejowym.

Sytuacji tej nie zmieni radykalnie poszerzenie podstawy źródłowej o 50 czy nawet 150 lat (do r. 1300, względnie 1400), gdyż zestaw osad pozostaje nadal wielkością całkowicie przypadkową i niewymierną, a więc nieprzydatną dla badań geograficzno-historycznych i osadniczych. Toteż kiedy Instytut Historii PAN podjął w r. 1958 – w ramach przygotowań do uczczenia Tysiąclecia Państwa Polskiego – prace nad stworzeniem Słownika historyczno-geograficznego Polski średniowiecznej3W dalszym ciągu będę określał go krótko mianem: „Słownik”, „nasz Słownik”, lub „Słownik średniowieczny”. Koncepcję opracowania mapy osadnictwa średniowiecznego i słownika historyczno-geograficznego PRL wysunąłem w powielonym projekcie „planu prac nad Atlasem Historycznym Polski”, zreferowanym w Instytucie Historii PAN 25 XI 1957 r. Poddałem tam również krytyce projekt Atlasu i Słownika wczesnodziejowego i zlecił ich kierownictwo piszącemu te słowa, za główny cel tego przedsięwzięcia uznano odtworzenie pełnej w jak największym przybliżeniu sieci osad na naszych ziemiach w możliwie najwcześniejszym przekroju chronologicznym, by uzyskać w ten sposób mocną podstawę wyjściową dla badań retrogresywnych i porównawczych. Cel ten da się osiągnąć w odniesieniu do większości ziem polskich przez poszerzenie ram chronologicznych Słownika na całe średniowiecze i pierwszą ćwierć XVI w. z tym, że po niektóre dane sięgać wypadnie w głąb XVI, a tu i ówdzie nawet do XVII w. i że niektóre działy (Podlasie z częścią W. Ks. Litewskiego i ziemia bełsko-chełmska) oprzeć się będą musiały w głównej mierze na źródłach z XVI w. Ich włączenie jest zresztą uzasadnione koniecznością sprawdzenia, czy odtworzona w oparciu o dane sprzed 1526 r. sieć osad jest rzeczywiście kompletna i może spełnić stawiane jej żądania?

Może ktoś zapytać, czy zakrojone na tak wielką skalę i nie mające odpowiednika w światowej historiografii dzieło jest rzeczywiście potrzebne naszej nauce i czy jego realizacja przyniesie wyniki proporcjonalne do nakładu pracy i kosztów? Trzeba odpowiedzieć, że na pewno tak.

Nie może być mowy o prześledzeniu przemian środowiska geograficznego oraz rozwoju sił wytwórczych i organizacji społecznej w średniowieczu bez gruntownych i wszechstronnych studiów osadniczych, przeprowadzonych dla całości ziem macierzystych Polski i przy zastosowaniu jednolitej metody. Dotychczasowe z tego zakresu prace nie odpowiadają z reguły tym postulatom, każda z nich bowiem robiona była w inny sposób i inne sobie stawiała cele, toteż prace te nawiązywały tylko w wyjątkowych wypadkach do całości procesu dziejowego i starały się przyczynić do jego wyjaśnienia.

Nie wystarczy zresztą najlepsza nawet teoria i najlepsze chęci, jeśli się nie dysponuje odpowiednim warsztatem i sprawnymi narzędziami badania. Opiera się ono w historii na pośredniej obserwacji faktów i zjawisk, ta zatem wymaga od obserwatora jak najszerszego pola widzenia i ogarnięcia wzrokiem wszystkich istotnych elementów procesu dziejowego w danym układzie przestrzenno-czasowym, a także prawidłowej oceny wiarogodności danych, na których opiera się jego praca badawcza. Czyż trzeba dowodzić długo i szeroko, że powyższym postulatom nie sposób uczynić zadość przy obecnym wyposażeniu naszego warsztatu dziejopisarskiego i że sporządzenie Słownika średniowiecznego, w którym zostanie zebrany i uporządkowany systemem geograficznym olbrzymi materiał źródłowy, oświetlający mniej lub więcej dokładnie wszystkie niemal aspekty ówczesnego życia społecznego, stanowić będzie wielki skok w dziedzinie techniki i metody badań nad przeszłością naszego kraju. Na przygotowanie takich warsztatowych pomocy nie powinno się chyba szczędzić czasu i pieniędzy, bez tych bowiem narzędzi nie może być mowy o wydatnym podniesieniu jakości naszych publikacji historycznych. Ich ilość rośnie wprawdzie w tempie wprost zastraszającym, trzeba jednak pamiętać, że w twórczości naukowej nie obowiązuje dialektyczna zasada przechodzenia ilości w jakość.

Oprócz momentów natury metodologicznej przemawiają za naszym Słownikiem również rozmaite względy praktyczne. Zestawienie obok siebie bardzo bogatego i różnorodnego materiału zmusi badaczy do oceny wiarogodności poszczególnych informacji, a równocześnie uwolni ich od podejmowania ciągle od nowa i od początku kwerendy źródłowej i żmudnego identyfikowania miejscowości oraz pozwoli przebadać pewne zagadnienia w skali ogólnopolskiej i stosować metodę porównawczą w badaniach lokalnych i regionalnych. Poza tym Słownik nasz stanowić będzie coś w rodzaju zbiorczego skorowidza nazw topograficznych do publikacji źródłowych oraz ułatwi ogromnie identyfikację tych nazw przyszłym wydawcom dokumentów, zapisek sądowych i innych źródeł, a wreszcie umożliwi sporządzenie nowego, stojącego na najwyższym poziomie słownika geograficznego ziem polskich. Zebranie bowiem i uporządkowanie materiałów źródłowych z czasów nowożytnych i najnowszych nie będzie już nastręczać tak dużych trudności, jak to ma miejsce w odniesieniu do średniowiecza.

Trudności te stwarza nie tylko charakter ówczesnych źródeł, których odczytanie, ocena i interpretacja wymaga różnych dodatkowych wiadomości i dużego doświadczenia, ale także stan ich publikacji. Kształtuje się on odmiennie dla każdej ziemi czy nawet dla poszczególnych jej części, prawie zaś wszędzie przedstawia się źle, a w odniesieniu do Mazowsza, Podlasia oraz ziem: łęczyckiej, sieradzkiej, dobrzyńskiej, lubelskiej i większej części ziemi sandomierskiej – wprost katastrofalnie. Jeszcze zaś gorzej wygląda sprawa publikacji materiałów źródłowych z drugiej połowy XV w. i to w odniesieniu do wszystkich bez wyjątku dzielnic. Prace nad naszym Słownikiem należałoby zatem odłożyć do czasu, gdy sytuacja w zakresie publikacji źródeł średniowiecznych ulegnie radykalnej zmianie na lepsze. Ponieważ jednak na to się wcale nie zanosi, gdyż żadna instytucja sprawą tą się nie zajmuje, odkładanie prac nad Słownikiem „do lepszych czasów” oznaczałoby całkowitą rezygnację z wykonania tego dzieła.

Już obecnie prace nad nim napotykają bardzo duże trudności natury kadrowej. Gdyby nawet Słownik opierał się wyłącznie na źródłach drukowanych, to i tak pracujący nad nim musieliby posiadać doskonałe przygotowanie do pracy naukowej i być jej oddani całym sercem, gdyż chodzi tu o robotę wyjątkowo wprost żmudną, nieefektowną i obliczoną z reguły na lata, a – co gorsze – baza materialna Słownika nie stoi w żadnej proporcji do rzeczywistych potrzeb. Toteż Pracownia Słownika zatrudniała w pierwszej połowie 1962 r. tylko 3 pracowników etatowych (dr Stefan Chmielewski i dr Henryk Dąbrowski w Poznaniu oraz mgr Stanisław Kuraś w Krakowie) i 8 „na umowie” (dr Aleksy Gilewicz w Przemyślu, dr Zbigniew Perzanowski w Krakowie, mgr Wiesław Posadzy w Poznaniu, mgr Krystyna Porębska i dr Andrzej Tomczak w Toruniu oraz mgr Anna Skowrońska, mgr Wanda Turoń i mgr Lech Tyszkiewicz we Wrocławiu)4Od połowy 1962 r. zaczął pracować „na umowie” nad przygotowaniem Słownika ziemi lubuskiej i Nowej Marchii dr Ludwik Zieliński z Gdyni, który współpracował ongiś w Łodzi z prof. S. Zajączkowskim nad Słownikiem łęczycko-sieradzkim. Z podobnymi trudnościami walczy również placówka warszawska, opracowująca, jak już wspomniano wyżej, w ramach IHKM słownik historyczno-geograficzny Mazowsza średniowiecznego. Z braku chętnych i odpowiednio wykwalifikowanych pracowników, względnie etatów, nie rozpoczęto dotychczas prac nad Pomorzem Szczecińskim, Prusami, Podlasiem i skrawkiem W. Ks. Litewskiego oraz ziemiami: bełską i chełmską. Jeżeli chodzi o ziemię łęczycko-sieradzką, to jej sporządzona pod kierunkiem prof. S. Zajączkowskiego kartoteka obejmuje, jak wiemy, osady występujące w źródłach drukowanych do r. 1400. Prof. Zajączkowski nie ma niestety zamiaru jej uzupełniać, a w Łodzi brak na razie pracowników, którzy by to chcieli i mogli z powodzeniem zrobić.

Prace nad Słownikiem średniowiecznym rozpoczęły się wiosną 1958 r. od przygotowania instrukcji dla nich, w czym piszącemu te słowa pomagali: prof. A. Wolff, doc. W. Pałucki i dr Jerzy Wiśniewski, który reprezentował wymienionych nieco wyżej współpracowników poznańskich. Instrukcja ta określała w części ogólnej terytorialny, chronologiczny i rzeczowy zakres Słownika, a w części szczegółowej – technikę sporządzania jego kartoteki, a raczej kartotek, gdyż poszczególne działy Słownika opracowuje się w różnych ośrodkach. Nie było oczywiście w omawianej instrukcji wskazówek dotyczących redagowania Słownika, gdyż zagadnienie to stało się przedmiotem prac i dyskusji później, od początku 1960 r. Oprócz wymienionych wyżej współpracowników Słownika i dra R. Rosina z Łodzi czynny udział w tych pracach i dyskusjach brali: ówczesny kierownik Działu I Instytutu Historii PAN, prof. H. Łowmiański, prof. A. Wolff i jego współpracownicy ze Słownika Mazowsza, kierujący bezpośrednio komórką wrocławską prof. K. Maleczyński, opiekujący się komórką toruńską prof. M. Biskup oraz dr F. Persowski z Przemyśla i dr. Jerzy Wiśniewski z Poznania. Po przedyskutowaniu na konferencji z 20 V 1961 mojego referatu o problemach redakcyjnych Słownika projekt jego redakcji został ustalony, choć w trakcie przygotowania do druku Słownika wieluńskiego, trzeba było wprowadzić doń liczne zmiany i uzupełnienia5Przy ustalaniu ostatecznej redakcji Słownika pomagał mi bardzo wydatnie dr R. Rosin, właśnie bowiem przygotowywanie czystopisu Słownika wieluńskiego zmusiło do zmiany niektórych dawniejszych na tę sprawę poglądów.

II

Jeśli chodzi o zasięg terytorialny naszego Słownika, to powinien on objąć cały obszar Polski Ludowej. Co do tego nie powinno być, jak sądzę, żadnej kwestii, można jedynie zastanawiać się, czy nie należałoby objąć Słownikiem również zaolziańskiej części Śląska Cieszyńskiego i lewobrzeżnej części ziemi lubuskiej, ze względu na to że tworzyły one w średniowieczu zwarte jednostki polityczno-administracyjne i muszą być zaliczone do ziem macierzystych Polski. Nie wydaje się natomiast, by należało postąpić tak samo w odniesieniu do całej zaodrzańskiej części Pomorza łącznie z Rugią. Dla wewnętrznych podziałów polityczno-administracyjnych miarodajne być muszą granice z przełomu w. XV na XVI, nastręczają bowiem najmniej trudności przy ich ustalaniu.

Granice te są potrzebne przy podziale Słownika na jednostki robocze i wydawnicze, przy czym pierwsze niekoniecznie muszą, ale na ogół będą pokrywać się z drugimi. Że poszczególne terytoria są i będą opracowane dla Słownika w różnych ośrodkach, to jest rzeczą jak najbardziej zrozumiałą, a nie powinno budzić zastrzeżeń również i to, że zostanie on rozbity pod względem wydawniczym na wiele działów terytorialnych. W przeciwnym razie bowiem trzeba by czekać z jego wydaniem do czasu ukończenia wszystkich części, nie mówiąc już o tym, że korzystanie ze Słownika, obejmującego w jednym alfabetycznym ciągu obiekty topograficzne z terenu całej Polski, stwarzałoby wprost niemożliwe do pokonania trudności, nie dając w zamian żadnych korzyści oprócz zestawienia obok siebie wszystkich nazw o tym samym lub podobnym kształcie. My jednak sporządzić mamy nie toponomastyczny, lecz historyczno-geograficzny słownik Polski średniowiecznej, obejmujący obszary o tak różnej przeszłości oraz tak różnorodną treść, że połączenie w jedną całość wszystkich ziem dałoby w efekcie jakiś bezużyteczny dziwoląg.

O tym, na jakie działy podzielony będzie Słownik, zadecydować muszą względy zarówno naukowe, jak i praktyczne. Pierwsze nie pozwalają łączyć ze sobą ziem o różnej historii (np. Pomorza Zachodniego i Nowej Marchii) ani rozdzielać ziem ściśle ze sobą spokrewnionych (np. Mazowsza zachodniego i wschodniego lub ziemi poznańskiej i kalisko-gnieźnieńskiej). Trzeba będzie natomiast rozdzielić Małopolskę – ze względów praktycznych – na część krakowską i sandomiersko-lubelską, gdyż oba te terytoria są bardzo duże, a poza tym dla województwa krakowskiego rozporządzamy szczególnie bogatym materiałem źródłowym. Z tych samych względów wypadnie dołączyć do Podlasia skrawki W. Ks. Litewskiego, a do Prus Krzyżackich – Warmię i województwo malborskie.

W sumie Słownik podzielony będzie po wydrukowaniu na następujące działy:

1. Pomorze Zachodnie (Szczecińskie),

2. Pomorze Wschodnie (Gdańskie),

3. Ziemia chełmińska,

4. Ziemia lubuska z Nową Marchią,

5. Wielkopolska (woj. poznańskie i kaliskie),

6. Kujawy z ziemią dobrzyńską,

7. Ziemie: łęczycka, sieradzka i wieluńska,

8. Śląsk ze skrawkiem Łużyc,

9. Ziemia krakowska z ks. oświęcimsko-zatorskim i siewierskim,

10. Ziemie: sandomierska i lubelska,

11. Ziemie: przemyska i sanocka (część),

12. Ziemie: bełska i chełmska (część),

13. Mazowsze,

14. Podlasie z częścią W. Ks. Litewskiego i

15. Prusy Krzyżackie (część) z Warmią i woj. malborskim.

Można by – na upartego – zmniejszyć ten podział o kilka pozycji, ale nie wydaje się, by operacja taka była korzystna i celowa, gdyż wyodrębnienie jednostek historycznych o jednolitym materiale źródłowym i typie informacji posiada bardzo dużą wartość z praktyczno-badawczego punktu widzenia. Słownik nasz bowiem służyć będzie za podstawę wyjściową przede wszystkim dla badań regionalnych i dlatego jego właściwy podział na regiony historyczne jest sprawą niezwykle ważną.

Jak już wspomniano wyżej, obecny stan materiałów źródłowych dla Słownika średniowiecznego pozostawia bardzo wiele do życzenia, dla wielu bowiem obszarów, nie wyłączając niektórych ziem Polski centralnej i zachodniej, brakuje nie tylko poważniejszego zasobu źródeł drukowanych, ale nawet i rękopiśmiennych. Dlatego też trzeba było poszerzyć ramy chronologiczne Słownika o całą pierwszą ćwierć XVI w., co zresztą nie powinno budzić zastrzeżeń, gdyż – po pierwsze – za datę końcową polskiego średniowiecza trzeba przyjąć tak czy owak r. 1506, a – po drugie – osady występujące w źródłach z lat 1506-1526, czy nawet o parę lat późniejszych, posiadają metrykę średniowieczną co najmniej w 99%. Początek bowiem XVI w. to okres pustoszenia osad w następstwie rozrastającego się gwałtownie systemu pańszczyźnianego, a nie rozwoju kolonizacji wewnętrznej.

Jeśli w źródłach sprzed 1526 r. brakowało jakichś ważnych danych (np. informacji o wezwaniu kościoła, przynależności parafialnej, wielkości osady itp.), wówczas sięgano po nie do źródeł późniejszych, nawet z XVII w. Wychodzimy bowiem z założenia, że lepiej jest podać odnośny szczegół za nimi niż nie podawać go wcale. Nie sądzę zresztą, by w pracy naukowej można było i trzeba trzymać się sztywno jakichkolwiek schematów, skoro te nie są w stanie zmieścić całego bogactwa form społecznego życia. Nie znaczy to oczywiście, by różnego rodzaju schematy i reguły nie były potrzebne, zwłaszcza w tego typu pracach co słownikowe, o wiele też łatwiej byłoby stosować się do nich z żelazną konsekwencją, nie tolerując żadnych, choćby najbardziej uzasadnionych odstępstw, które wymagają większego nakładu pracy myślowej i podejmowania śmiałych decyzji. Niemniej odstępstwa takie trzeba robić, jeśli się zechce wykonać pracę nie mechanicznie, lecz z sensem.

Pracę nad sporządzeniem kartoteki Słownika dla ziem, które należały w XVI w. do Korony, zaczynano od wpisywania drukowanych, względnie rękopiśmiennych rejestrów łanowego z tegoż stulecia. Nie znaczy to oczywiście, by wszystkim wymienionym w nich osiedlom przypisywano średniowieczną metrykę, chodziło nam tylko o stworzenie dobrej podstawy wyjściowej dla dalszych robót. Zyskujemy bowiem w ten sposób bogaty zestaw osad, każda ze starą stosunkowo formą nazwy, określeniem przynależności powiatowej, a często i parafialnej, oraz własności, wielkości i charakteru, co ułatwia ogromnie prawidłową identyfikację i lokalizację osiedli występujących zarówno w samych rejestrach poborowych, jak i we wcześniejszych źródłach6Trzeba jednak pamiętać, że rejestry poborowe podają tylko liczbę łanów, od których płacono w danym roku podatek i są w konsekwencji bardzo zawodnym źródłem, jeśli chodzi o ustalenie wielkości osad, nie mówiąc już o tym, że nie podają areału gruntów folwarcznych. Zob. np. R. Rosin, Ziemia wieluńska w XII-XVI w. Studia z dziejów osadnictwa. Łódź 1961, s. 265-269. W Słowniku znajdują się oczywiście tylko te obiekty, które występują w źródłach przed 1526 r., jeśli jednak dla pewnych obszarów tych źródeł posiadamy bardzo mało, jak to ma miejsce np. w odniesieniu do powiatów: Chęciny, Opoczno, Radom i Stężyca województwa sandomierskiego, a w jeszcze większym stopniu do Podlasia i skrawków W. Ks. Litewskiego, wówczas uwzględnić wypadnie w Słowniku osady występujące w źródłach nieco (woj. sandomierskie) lub o wiele późniejszych (Podlasie). Lepiej bowiem sporządzić pełną o ile możności sieć osad w jakimś późniejszym przekroju niż nie przygotować żadnej. Nie sposób również byłoby ograniczyć się do podawania o poszczególnych obiektach wyłącznie danych sprzed 1526 r., jeśli późniejsze przynoszą jakieś ważne szczegóły lub mogą posłużyć do weryfikacji informacji wcześniejszych.

Pracowników Słownika obowiązuje bezwzględnie wyzyskanie wszystkich drukowanych źródeł sprzed 1526 r., a także ważniejszych po tej dacie, np. sumariuszy Metryki Koronnej, pierwszych zachowanych lustracji królewszczyzn i rejestrów łanowego z XVI w. Jeśli natomiast chodzi o materiały rękopiśmienne, to trzeba sięgać do nich dla tych obszarów, gdzie w oparciu o źródła drukowane nie da się odtworzyć pełnej w miarę możności sieci istniejących w średniowieczu osad. W pierwszym rzędzie zatem wchodzą tu w grę księgi sądowe: ziemskie, grodzkie i podkomorskie, o ile się oczywiście zachowały dla danego obszaru, księgi te bowiem stanowią niezastąpione źródło do zrekonstruowania własności ziemskiej szlachty. Przy sporządzaniu kartoteki Słownika wyzyskane być muszą również historyczne monografie poszczególnych miejscowości, parafii, powiatów i innych regionów, a także dotyczące ich przyczynki, o ile tylko opracowano je w oparciu o materiały źródłowe, obecnie niedostępne czy zaginione, albo wreszcie takie, których się nie będzie wykorzystywać dla Słownika, a które pochodzą sprzed r. 1526. Prace tego typu traktujemy zatem tak samo jak wydawnictwa źródeł średniowiecznych, cytując je równocześnie przy poszczególnych obiektach jako „literaturę przedmiotu”.

Jeśli chodzi o zakres przedmiotowy Słownika, to obejmuje on nie tylko osady, ale także obiekty fizjograficzne (rzeki, góry, lasy, bagna itd.) oraz terytorialne, czyli jednostki polityczno-administracyjne (opola, kasztelanie, „dystrykty”, powiaty, ziemie, województwa, księstwa itd.). Informacje o posiadających własną nazwę obiektach osadniczych i fizjograficznych, istniejących do dziś i zaginionych, podaje się z reguły pod ich nazwami, które służą za hasła główne. Wyjątek od tej reguły tworzą posiadające wprawdzie własne nazwy, ale stanowiące przynależność wsi lub miast karczmy, młyny i inne jednodworcze osiedla tego typu. Otrzymują one w Słowniku tylko hasła odsyłaczowe, które wskazują czytelnikom, pod jakim hasłem głównym szukać należy wzmianki o takim osiedlu (np. Falkowski folwark, → Bolesławiec). Co się tyczy obiektów fizjograficznych, to w tekście samego Słownika podajemy tylko opisy obiektów nie mieszczących się w ramach jednej lub dwu osad, a więc nie związanych z osiedlami i – żeby tak powiedzieć – samoistnych. Przede wszystkim chodzi tu o rzeki, ale tylko te, o których można powiedzieć coś więcej w oparciu o materiał źródłowy. Warunek ten odnosi się w równej mierze także do innych obiektów fizjograficznych oraz do obiektów terytorialnych. Nazwy wszystkich obiektów fizjograficznych są zebrane w osobnym skorowidzu.

Mimo swego materiałowego charakteru cały nasz Słownik ma być sporządzony w języku polskim, a nie łacińskim. Obce: łacińskie, niemieckie i ruskie określenia oraz zwroty przytacza się w tekście tylko w tych wypadkach, gdy nie można ich przełożyć jednoznacznie i adekwatnie na język polski, lub gdy nie wiadomo, czy polski odpowiednik danego słowa obcego oddaje w danym wypadku zupełnie wiernie jego sens. Dotyczy to np. takich łacińskich terminów, jak territorium, haeres (heres), oppidum i civitas, castellum itd.

III

Przystępując do pracy nad omawianym dziełem, nie wiedzieliśmy, czy będzie ono miało charakter czysto słownikowy, czy też materiałowy. W pierwszym wypadku składałyby się nań niewielkie na ogół monografie poszczególnych obiektów, podczas gdy w drugim miejsce opisów i narracji zajmują suche, mniej lub więcej skondensowane informacje źródłowe, ułożone dla każdego obiektu w porządku chronologicznym lub jakimś rzeczowym. Rychło już okazało się, że o czysto słownikowym opracowaniu tak fragmentarycznego i różnorodnego zarazem materiału nie może być mowy i że taki opisowo ujęty Słownik nie posiadałby żadnej prawie wartości jako źródło potocznej informacji i jako pomocniczy instrument dla prac o charakterze naukowym. Ponieważ zaś Słownik średniowieczny jest potrzebny przede wszystkim, jeśli nawet nie wyłącznie, dla tego rodzaju prac, zatem powinien podawać ipso facto jak najwięcej i jak najlepiej uporządkowanego materiału źródłowego, i to w formie nie skażonej żadnymi koniekturami i spekulacjami.

Do kartoteki Słownika wpisuje się wszystkie odnajdywane w wykorzystywanych źródłach wzmianki o poszczególnych obiektach bez względu na to, czy te obiekty dadzą się od razu zidentyfikować i zlokalizować, i czy chodzi o dane pierwszo-, drugo- lub trzeciorzędne. Zdawaliśmy sobie od początku sprawę z tego, że przy redagowaniu Słownika trzeba będzie przeprowadzić selekcję zebranych w kartotekach informacji o poszczególnych obiektach7Nie od rzeczy będzie zauważyć, że zachowane do naszych czasów dokumenty z XII i XIII, a nawet XIV i XV w., dotyczą w znacznej większości posiadłości kościelnych i klasztornych, przy czym duża ich część nie doczekała się do dzisiaj ogłoszenia drukiem. Również średniowieczne księgi sądowe zachowały się do naszych czasów tylko w niewielkim procencie. Skoro materiał źródłowy uległ już tak daleko idącej selekcji, to nie miałoby racji sprzeciwiać się jej ze względów teoretyczno-naukowych, żeby jednak móc to zrobić, trzeba najpierw zebrać cały materiał. Poza tym kartoteki służyć mogą jako pomoc dla prac naukowych bez względu na to, czy i w jakiej formie sam Słownik zostanie opublikowany.

Okazało się po przeprowadzeniu różnych wstępnych prób, że przy uwzględnieniu wszystkich wzmianek źródłowych i to podanych w streszczeniu oraz w ramach schematu rzeczowego, a także przy zastosowaniu pewnego systemu skrótów rzeczowych (tekstowych) i przypisowych (dokumentacyjnych), Słownik nasz liczyłby co najmniej sto 35-arkuszowych tomów. Nie trzeba dowodzić, że taki kolos nie doczekałby się nigdy ogłoszenia drukiem i że odnalezienie w nim potrzebnych informacji natrafiałoby na bardzo duże trudności. Jeśli się zatem myśli poważnie o publikacji Słownika i pragnie, by był dostępny dla samych choćby historyków, to nie można dopuścić do tego, by jego objętość przekroczyła 30 tomów po około 35 arkuszy każdy.

Można dążyć do zmniejszenia jego objętości zwężając rzeczowy zakres jego zawartości do paru tylko zagadnień, eliminując dane późniejsze (po r. 1526), stosując daleko posuniętą selekcję informacji źródłowych, bądź wreszcie rezygnując z podawania dokumentacji. Możliwości te brano naturalnie pod uwagę przy opracowywaniu instrukcji redakcyjnej, postanowiono jednak z nich nie korzystać, wychodząc z założenia, że jeśli się chce wydać Słownik drukiem, to musi on posiadać wartość trwałą i stanowić niezbędny składnik warsztatu naukowego nie samych tylko historyków. Nie wolno przy tym zapominać, że nikt po raz drugi dzieła tego opracowywać i publikować nie będzie. Można zatem nie streszczać informacji drugo- i trzeciorzędnych, jeśli oprócz nich istnieją dla danego obiektu lepsze, nie wolno natomiast zwężać ze szkodą dla wartości Słownika jego zakresu rzeczowego czy chronologicznego, a tym bardziej rezygnować z podawania dokumentacji po każdej wzmiance źródłowej.

Do urealnienia publikacji Słownika zmierzamy przede wszystkim przez stosowanie bardzo rozbudowanego systemu skrótów rzeczowych i dokumentacyjnych oraz jak najzwięźlejsze formułowanie wzmianek źródłowych i eliminowanie informacji mniej istotnych z historyczno-geograficznego i społecznego punktu widzenia. Żeby ułatwić podawanie informacji „w stylu telegraficznym”, a zarazem dostarczyć autorom kryterium selekcji materiału, wprowadzono dla opisów tych obiektów osadniczych, które posiadają więcej wzmianek źródłowych, układ rzeczowy według 8-punktowego schematu. Jeśli bowiem wiadomo już z góry, jakie informacje mieszczą się w każdym z tych punktów, to zbyteczne się staje używanie słów objaśniających i operowanie całymi zdaniami, można natomiast i trzeba łączyć pokrewne treściowo informacje oraz stosować na dużą skalę różnego rodzaju skróty rzeczowe. W obrębie poszczególnych punktów, oznaczonych tłustymi liczbami arabskimi, informacje ułożone są w zasadzie w porządku chronologicznym. Jeśli nagromadzi się ich w którymś punkcie dużo, a dadzą się wyróżnić wśród nich pewne grupy rzeczowe, wówczas z grup tych formujemy podpunkty (np. 4a lub 6a, 6b, 6c), które następują po nie wydzielonych informacjach danego punktu (np. 4 lub 6), a są opatrzone nagłówkami w formie haseł pomocniczych (→ Wieluń, punkt 6). Jak wspomniano wyżej, ów 8-punktowy schemat stosujemy tylko do opisów tych osad, dla których dysponujemy licznymi wzmiankami, jeśli bowiem tych wzmianek jest tylko kilka (dokładnej granicy ustalić oczywiście nie sposób), wówczas są one ułożone w porządku chronologicznym. Podobnie jednak, jak przy układzie rzeczowym, dane o wykopaliskach i literaturę archeologiczną podaje się na końcu danego opisu, od linii. W porządku chronologicznym układa się wzmianki również w opisach obiektów fizjograficznych i terytorialnych8Wobec niewielkiej stosunkowo liczebności, a wielkiej różnorodności owych obiektów nie da się skonstruować odpowiednich schematów dla jednej i drugiej ich kategorii.

Jeszcze inny system przewiduje się dla opisów miast wielkich i w ogóle takich, dla których istniały lub istnieją nadal bardzo bogate materiały źródłowe i dobra literatura monograficzna, gdyż na niej przede wszystkim lub wyłącznie na niej opierać się będą opisy tych miast. Podane w nich będą tylko najważniejsze informacje, podzielone na grupy rzeczowe, ale nie w ramach 8-punktowego schematu, tylko pod hasłami pomocniczymi, takimi np. jak: Komunikacje, Lokacja i ustrój miasta, Przywileje handlowe i celne, Rzemiosła i cechy. Szkoły i szpitale, Budowle świeckie, Kościoły i klasztory itd.

Bodaj jednak najczęściej występować będzie w Słowniku 8-punktowy układ rzeczowy, przy czym trzeba od razu dodać, że nie każdy opis musi się składać z wszystkich 8 punktów. Jeśli bowiem nie ma co umieścić w którymś z nich, to się go po prostu pomija. Układ omawiany posiada tę wadę, że sporo wzmianek źródłowych trzeba rozparcelowywać między kilka punktów, gdyż podają informacje z dwu lub kilku różnych zakresów, np. o przynależności polityczno- lub kościelno-administracyjnej, o wielkości, własności, kościele itd. Z tym wszystkim jednak bardziej się opłaca przytoczyć w kilku punktach różne tematycznie fragmenty jednej wzmianki niż stosować mechanicznie układ chronologiczny w dużych opisach, już bowiem samo skomasowanie pochodzących z różnych dat, a odnoszących się do jednego zagadnienia informacji pozwoli podawać fakty bez narracyjnej otoczki, a więc zaoszczędzić sporo znaków drukarskich. A o ileż bardziej przejrzyste i czytelne są opisy ułożone według rzeczowego schematu! Można zresztą zmniejszyć i tak niezbyt wielką liczbę owych podzielonych wzmianek, jeśli się nie będzie stosować zbyt rygorystycznie zasady podziału rzeczowego, nie stanie się bowiem żadne nieszczęście, jeśli w jednym punkcie streścimy wzmiankę dotyczącą dwu pokrewnych zagadnień. Mimo podziału na punkty opis każdego obiektu tworzy integralną dla siebie całość, tyle tylko, że czytelnikom o wiele łatwiej będzie wyłowić potrzebne dane z opisu posiadającego choćby nawet nie całkiem idealny układ rzeczowy, niż z takiego, w którym wszystkie materie są ze sobą gruntownie pomieszane. Nie możemy zresztą ani marzyć o doprowadzeniu rzeczowego układu naszego Słownika do idealnej doskonałości, zwłaszcza jeśli się chce zmieścić to dzieło w jakichś rozsądnych rozmiarach.

Nie da się również skonstruować takiego schematu układu rzeczowego, przeciw któremu by nikt nie podniósł mniej lub więcej uzasadnionych zastrzeżeń, nawet bowiem ja sam, choć wziąłem na siebie pełną za niego odpowiedzialność, daleki jestem od tego, by widzieć w nim idealne rozwiązanie. Tylko że, jak gdzie indziej, tak i tu, o takim rozwiązaniu wolno jedynie marzyć, nie zapominając przy tym, że „lepsze jest wrogiem dobrego”.

Zastosowany w Słowniku schemat składa się z nagłówka, zawierającego oprócz hasła głównego wszystkie odmiany służącej za to hasło nazwy i oznaczenie położenia danego obiektu, oraz z 8 punktów, które określają:

1. Charakter osady oraz jej przynależność polityczno- i kościelno-administracyjną.

2. Granice osady i znajdujące się na jej obszarze obiekty komunikacyjne (drogi, groble, mosty, przewozy) i fizjograficzne (rzeki, jeziora, góry, lasy, bagna itd.).

3. Obszar i zaludnienie osady, ewentualnie z wyszczególnieniem podziału społecznego i zawodowego mieszkańców oraz określeniem renty feudalnej.

4. Własność ziemską i dziesięcinną, dwory, folwarki, ujazdy, kompleksy majątkowe, ciężary publiczne i zwolnienia immunitetowe.

5. Lokację na prawie niemieckim i związane z nią urządzenia.

6. Różne informacje historyczne, które nie mieszczą się w żadnym z poprzednich punktów, dotyczą zatem budowli świeckich i kościelnych, szkół i szpitali, zakładów przemysłowych i rzemieślniczych, handlu i ceł, klęsk elementarnych, zdarzeń i osobistości historycznych itd.

7. Wyliczenie nie wykorzystanych w poprzednich punktach wzmianek źródłowych wraz z podaniem literatury historycznej.

8. Zabytki architektoniczne i wykopaliska archeologiczne wraz z odnośną literaturą.

Opracowując powyższy schemat, starałem się przede wszystkim zredukować do koniecznego minimum liczbę punktów, gdyż dzięki temu będzie on łatwiejszy do zapamiętania i nie trzeba będzie dzielić wzmianek o różnej treści między zbyt wiele punktów. Osobne punkty otrzymały tu tylko te elementy, które mają podstawowe znaczenie dla geografii historycznej w ogóle, a osadnictwa w szczególności, odnoszą się zatem do każdej w zasadzie osady. Pozostałe informacje mieszczą się w punkcie 6, występują bowiem przy osadach w różnej ilości i w różnych zestawieniach tak, że gdyby się chciało wyodrębnić je w osobne punkty, to by się musiało zwiększyć ich liczbę przynajmniej o 3. Korzyść z tego byłaby minimalna, zwłaszcza że można tu wydzielić zawsze potrzebną dla danego opisu liczbę podpunktów – haseł pomocniczych. Myślę jednak, że przed punktem „różne” (6) należałoby dodać osobny punkt, poświęcony elementom kościelnym, które odgrywały ogromną rolę w całej epoce feudalnej, a wyodrębniają się wyraźnie pod względem rzeczowym. Należałoby pomieścić w nim także informacje o dziesięcinach oraz szkołach i szpitalach (przytułkach), które były związane w średniowieczu z instytucjami kościelnymi. Niewydzielenie tych spraw w osobny punkt utrudniło mocno pracę redakcyjną nad Słownikiem i odbiło się na nim raczej niekorzystnie.

Wypada wreszcie zauważyć, że wszystkie – oprócz podanych w nagłówkach – informacje źródłowe w opisach wszelkiego rodzaju obiektów składają się z 3 elementów, a mianowicie: 1) z daty danej wzmianki źródłowej; 2) z opartej na tej wzmiance, a podanej z reguły w skrócie i w języku polskim informacji o wchodzącym w grę zagadnieniu i 3) z oznaczenia źródła, z którego pochodzi dana wzmianka. Jeśli źródło to jest podejrzane lub podaje ewidentnie błędne wiadomości, wówczas stawia się pytajnik po wątpliwym szczególe, a więc albo po dacie, albo po tekście informacji. Jeśli nie da się ustalić ścisłej daty rocznej, wówczas oznacza się ją albo przy pomocy określników: a. (ante), ok. (około) i po, albo podając półwiecze czy wiek przy pomocy liczb rzymskich9Przy źródłach tego typu, jak wydane przez B. Ulanowskiego Wizytacje dóbr arcybiskupstwa gnieźnieńskiego i kapituły gnieźnieńskiej z XVI wieku (Kraków 1920) oraz ksiąg uposażeń Długosza i Łaskiego, a więc zawierających dane z różnych łat, podawano w Słowniku wieluńskim jedną datę orientacyjną, przyjętą dla całego dzieła.

O skrótach dokumentacyjnych (przypisowych) będzie jeszcze mowa niżej. Liczba po takim skrócie oznacza stronę lub kartę oznaczonego nim wydawnictwa lub rękopisu, jeśli natomiast po skrócie następują dwie przedzielone przecinkiem liczby, to pierwsza z nich oznacza tom, a druga stronę lub kartę, tę ostatnią w rękopisach foliowanych.

IV

Bardziej szczegółowe omówienie zasad układu Słownika zacząć wypadnie od nagłówka, który nie został włączony do schematu dlatego, że jest skonstruowany jednakowo dla wszystkich odmian opisu i dla wszystkich kategorii obiektów. Pierwsze miejsce w nagłówku zajmuje hasło główne, tzn. nazwa danego obiektu, z tym że przy obiektach, które dają się zidentyfikować na pewno, lub prawie na pewno, z obiektami istniejącymi do dziś albo do niedawna, a więc figurują bądź na mapach topograficznych od schyłku XVIII w., bądź w spisach miejscowości i słownikach geograficznych, nazwę tę podajemy w jej obecnej, względnie nowoczesnej postaci. Jeśli nazwa ta wyglądała w średniowieczu inaczej, wówczas podaje się w haśle głównym także i tę starą formę w zmodernizowanej pisowni. Pisownię tę stosujemy również do nazw obiektów zaginionych oraz nie dających się zidentyfikować z dużym prawdopodobieństwem, wybierając dla każdego z nich – na hasło główne – odmianę nazwy i jej postać wyglądającą na zbliżoną najbardziej do rzeczywistej. Jeśliby nawet popełniono przy tym pomyłkę, to ta nie odegrałaby i tak większej roli, zaraz bowiem po haśle głównym podaje się w nawiasie źródłowe odmiany danej nazwy, nie wyłączając i takich, które powstały całkiem widocznie w wyniku błędów kopistów, wydawców lub drukarzy. Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że zarówno kopiariusze dokumentów, jak i nasze, przeważnie przestarzałe wydawnictwa źródłowe obfitują w błędne odczyty nazw topograficznych, nie sposób jednak wymagać od pracowników Słownika, żeby sięgali za każdym razem do oryginałów, o których nie wie się dość często, czy jeszcze istnieją i gdzie się obecnie znajdują. Jeśli się ma do dyspozycji przynajmniej kilka źródłowych odmian danej nazwy, to nie trudno ustalić, które z nich są produktem zwyczajnych pomyłek, chodzi tylko o to, czy warto tworzyć z tych pseudoodmian hasła odsyłaczowe? Myślę, że trzeba to robić tylko w odniesieniu do tych pseudoodmian, które występują w wydawnictwach tego typu, co dyplomatariusze.

Przez podanie w samym nagłówku odmian nazwy, która stanowi hasło główne, uzyskuje się porównanie nazwy nowożytnej z jej dawnymi formami, zmniejsza liczbę punktów i – co może najważniejsze – unika podawania przy każdej odmianie daty i dokumentacji. O to ostatnie będą może mieli do nas pretensję językoznawcy, ale niesłusznie, gdyż – po pierwsze – nie robimy słownika toponomastycznego (robiąc go trzeba by sprawdzać wydawnictwa źródeł z ich oryginałami), a – po wtóre – kto zechce zająć się bliżej samą nazwą, ten musi i tak przyjrzeć się z bliska wszystkim jej odmianom, a więc zaglądnąć do wszystkich, zacytowanych w danym opisie wzmianek źródłowych.

Zawsze podaje się w nawiasie nazwę dawnego obiektu w tej formie, w jakiej zjawia się ona po raz pierwszy w wyzyskanych dla Słownika źródłach, umieszczając przed nią datę owej najstarszej wzmianki źródłowej, żeby czytelnik mógł już na pierwszy rzut oka zorientować się co do tego szczegółu. Zdarza się jednak, że można przy pomocy jakichś pośrednich wskazówek ustalić wcześniejsze istnienie danej osady. Wówczas podajemy zaraz po otwarciu nawiasu 2 daty pojawienia się osady na widowni, z których pierwsza została ustalona pośrednio, a więc nie odnosi się do określonej formy nazwy, zaś druga dotyczy źródła, w którym dana nazwa zjawia się po raz pierwszy. Daty podaje się również przy innojęzycznych (np. niemiecka po polskich, lub polska po niemieckich) oraz silnie zmienionych formach nazw, a to celem zaznaczenia, w jakim czasie i w jakiej kolejności formy te pojawiały się w źródłach. Nazwy dających się obecnie zidentyfikować obiektów z terenu Ziem Odzyskanych podajemy – jako hasło główne – według Słownika S. Rosponda10S. Rospond, Słownik nazw geograficznych Polski Zachodniej i Północnej, cz, I-II, Wrocław-Warszawa 1951, a niezidentyfikowanych – w postaci polskiej, jeśli taką źródła notują, bądź też najstarszej i najlepszej niemieckiej. Obcojęzyczne, źródłowe odmiany nazw traktowane są w Słowniku tak samo jak polskie, a więc figurują w nim jako hasła odsyłaczowe, jeśli różnią się od hasła głównego i między sobą tak dalece, że ulega zmianie ich miejsce w układzie alfabetycznym.

Po nawiasie z odmianami nazwy podajemy oznaczenie sytuacji geograficznej danego obiektu. Położenie osad określa się w stosunku do obecnego miasta powiatowego, podając odległość w kilometrach (w linii powietrznej) i kierunek według stron świata. Jeżeli obecne miasto powiatowe nie istniało jeszcze lub nie było miastem w średniowieczu, wówczas rolę punktu orientacyjnego na danym terenie spełniać musi inne miasto. Takie załatwienie sprawy jest konieczne z tego względu, że wobec trudności, jakie nastręcza uzyskanie dostępu do map topograficznych, bardzo dużą pomocą będą dla czytelników Słownika dołączone do każdej jego części mapy z naniesioną siecią hydrograficzną i osadniczą oraz granicami starych ziem i powiatów. Cóż by jednak warte było określenie położenia w stosunku do miejscowości, której by czytelnik nie znalazł na odnośnej mapie. Jeśli dany obiekt da się umiejscowić tylko w przybliżeniu, wówczas oznaczenie jego położenia poprzedza się określeniami: „może”, „zapewne”, „najprawdopodobniej” itp., oraz objaśnia, na jakiej podstawie jest oparta identyfikacja lub lokalizacja. W Słowniku wieluńskim nie podawano z reguły takich objaśnień, odsyłając do pracy dra Rosina, gdzie te zagadnienia zostały omówione szczegółowo11Zob. wyżej, przyp. 6.

W ramach poszczególnych punktów, informacje źródłowe następują po sobie, jak już wspomniano, w porządku chronologicznym. Od zasady tej robiono jednak pewne odstępstwa, zwłaszcza w tych wypadkach, gdy z jednego wydawnictwa źródłowego lub rękopisu podawano kilka wzmianek na ten sam temat, ale z różnych dat. Chodziło – rzecz jasna – o to, by cytować dane źródło raz, a nie po każdej wzmiance. Podobnie postępuje się niekiedy w tych wypadkach, gdy kilka informacji z różnych dat i źródeł dotyczy tego samego obiektu (np. kościoła, jarmarku, osoby itd.). Krótko mówiąc, redagowanie Słownika nie powinno być w żadnym wypadku czynnością mechaniczną; pierwszeństwo trzeba tu dawać zawsze nie sztywnym formułkom, lecz popartej znajomością rzeczy i potrzeb refleksji.

Ad 1: Charakter osady oraz jej przynależność polityczno- i kościelno-administracyjna. Połączono te dwa równe elementy opisu, gdyż występują z reguły razem, a także celem zmniejszenia liczby punktów. Nie miałoby oczywiście sensu wyliczanie wszystkich wzmianek o charakterze i przynależności osady, jeśli jest ich dużo, a odnośny element nie ulegał zmianom, jeśli zaś dana osada była wsią (villa) przez cały okres, z którego Słownik podaje o niej wiadomości, to się w ogóle pomija informacje o jej charakterze. Ogromna bowiem większość odnotowanych w źródłach osiedli to były właśnie wsie, wystarczy zatem podać informacje o ich charakterze tylko wtedy, gdy ten ulegał zmianie, lub gdy dana osada była miastem, kuźnicą, czy osiedlem przemysłowym innego typu. Natomiast przynależność do parafii, opoli, kasztelanii, dystryktów, okręgów miejskich, powiatów i ziem, a także dekanatów i archidiakonów podaje się dla wszystkich w miarę możności osad, ale niekoniecznie według wszystkich źródeł. Jeśli bowiem przynależność ta nie ulegała zmianie, wówczas przytaczamy pierwszą o niej wzmiankę, dodając po dacie skrót n. (następne).

Ad 2: Granice osady i znajdujące się na jej obszarze obiekty komunikacyjne i fizjograficzne. Tak wzmianki o drogach, jak zwłaszcza o rzekach, górach, lasach, bagnach itp. występują najczęściej w opisach granic osiedli, dlatego najlepiej będzie połączyć te elementy w jednym punkcie. Wzmianki o obiektach fizjograficznych, które mieszczą się w granicach jednej osady lub 2-3 sąsiednich osad, podaje się w opisie tych osad, a nie pod osobnymi hasłami. Ich nazwy są jednak zebrane w osobnym skorowidzu, uwzględniającym również nazwy tych obiektów fizjograficznych, które posiadają własne opisy, nie będąc związanymi z pojedynczymi osiedlami.

Ad 3: Obszar i zaludnienie osady, ewentualnie z wyszczególnieniem podziału społecznego i zawodowego mieszkańców oraz uiszczanej przez nich renty feudalnej. Chodzi tu przede wszystkim o dane dotyczące liczby łanów i gospodarstw oraz społeczno-prawnej kondycji ludności. Z tego właśnie względu podaje się również informacje o różnych opłatach kościelnych uiszczanych przez nie-kmieci. Nazwiska ludności chłopskiej i mieszczan uwzględnia się w Słowniku tylko wyjątkowo, jeśli występują w źródłach z XII i XIII w., określają etniczny charakter osiedla, albo wymagają odnotowania z jakichś innych, ważnych powodów. W Słowniku wieluńskim zasady tej nie przestrzegano zbyt rygorystycznie.

Ad 4: Własność ziemska i dziesięcinna, dwory, folwarki, ujazdy, kompleksy majątkowe, ciężary publiczne i zwolnienia immunitetowe. W punkcie tym umieszczono, jak widać, te wszystkie elementy, które wiążą się z własnością ziemską, jej ustalaniem się i jej przemianami. Nie trzeba przy tym dowodzić, że pan dziesięcinny posiadał duże uprawnienia na równi z właścicielem ziemi i że przynależność dziesięcinna stanowi ważny wskaźnik dla badań nad rozwojem osadnictwa i własności ziemskiej, która krystalizowała się w miarę likwidowania ciężarów prawa książęcego (królewskiego) przez immunitety i przywileje stanowe. Nie możemy jednak informować szczegółowo o zakresie zwolnień immunitetowych, chyba że odnośny przywilej dotyczy niewielu ciężarów. W innych wypadkach wystarczyć musi sucha wzmianka o nadaniu takiego zwolnienia lub prawa niemieckiego, z którym łączył się z reguły pełny immunitet ekonomiczny i sądowy. Natomiast informacje o właścicielach uwzględnia się w miarę możności szczegółowo, nawet gdy chodzi o własność cząstkową i szlachtę bezkmieciową. Nie możemy natomiast śledzić awansów urzędniczych właścicieli i ustalać ich genealogii, ani wreszcie streszczać związanych z własnością ziemską sporów i spraw niespornych oraz uwzględniać mniej ważnych transakcji (cząstkowe zastawy, drobne zapisy itp.). Słownik wieluński wykracza niejednokrotnie przeciwko tym zasadom, wiąże się to jednak z jego specyficznym charakterem. Chodzi właśnie o to, by czytelnicy przekonali się sami o celowości dość daleko idącej selekcji wzmianek źródłowych.

Ad 5: Lokacja na prawie niemieckim i związane z nią urządzenia. Lokacja stanowiła w dziejach osady niezwykle ważny moment, szła bowiem z reguły w parze z przebudową ustroju społeczno-prawnego i gruntowego, stwarzała z osiedla wczesnofeudalnego – o źrebiowej nierzadko strukturze własności – w pełni już feudalną wieś, a nawet gminę. Do naszych jednak czasów zachowała się tylko drobna część kontraktów lokacyjnych, toteż o przeprowadzeniu wczesnych bezdokumentowych i późniejszych lokacji dowiadujemy się często gęsto ze wzmianek o sołtysach i wójtach, o nawsiach i przymiarkach oraz o właściwych dla prawa niemieckiego formach dziesięciny i renty feudalnej. Nie znaczy to jednak, by wzmianki o dziesięcinie małdratowej i pieniężnej należało podawać w punkcie 5, a nie 4, można jedynie odesłać do punktu 5, jeśli dziesięcina stanowi jedyną wskazówkę o przeprowadzeniu lokacji. Nie ma również potrzeby odtwarzać drobiazgowo postanowień przywilejów lokacyjnych, chyba że chodzi o dokumenty niedrukowane lub trudno dostępne, względnie urządzenia odbiegające wyraźnie od norm stosowanych na danym obszarze. Jeśli chodzi o sołtysów i wójtów, to wystarczy na ogół wymienić lokatora(ów), względnie pierwszego występującego w źródłach sołtysa czy wójta, ważne natomiast są szczegóły dotyczące etnicznej struktury osad, a w odniesieniu do miast – wzmianki o radzie miejskiej i rajcach.

Ad 6: Różne informacje historyczne. Jak już wspomniano wyżej, w punkcie tym figurują wszystkie istotne wiadomości o danej osadzie, które się nie mieszczą w poprzednich punktach. Dotyczy to w pierwszym rzędzie informacji o kościołach i klasztorach, przy czym nie od rzeczy będzie podkreślić znaczenie, jakie posiada dla badań historycznych ustalenie wezwań kościołów, przede wszystkim parafialnych. Nie wyliczamy natomiast za poszczególnymi źródłami wsi należących do poszczególnych parafii, ograniczając się do podania samej tylko ich liczby, gdyż nigdy nie wiadomo, czy i o ile dotycząca wzmianka źródłowa oddaje w pełni stan rzeczywisty. W Słowniku wieluńskim nie podawano informacji o prawie patronatu kościelnego szlachty, a tylko o królewskim i duchownym. Brak odnośnej informacji wskazuje zatem na patronat szlachecki.

Ze względu na różnorodną treść trzeba stosować w tym punkcie – częściej niż w pozostałych – hasła pomocnicze.

Ad 7: Wyliczenie nie wykorzystanych w poprzednich punktach wzmianek źródłowych wraz z podaniem literatury historycznej. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że wyliczenie wyselekcjonowanych, a więc mniej ważnych wzmianek źródłowych jest jak najbardziej celowe. Jeśli zaś chodzi o literaturę przedmiotu, to uwzględnia się z niej tylko te prace, które przynoszą coś istotnego do poznania średniowiecznych dziejów danej osady czy danego terytorium, albo stanowią przynajmniej systematyczne opracowanie tych dziejów.

Ad 8: Zabytki architektoniczne i wykopaliska archeologiczne wraz z odnośną literaturą. Wzmianki o wykopaliskach archeologicznych oraz dotyczącą ich literaturę uwzględniać będziemy w Słowniku, jeśli archeolodzy dostarczą nam odpowiednich materiałów, nie rozporządzamy bowiem ani czasem, ani środkami, byśmy mogli zająć się tą robotą sami. Być może, iż niejeden z czytelników Słownika uzna umieszczenie zabytków architektonicznych i archeologicznych na samym końcu opisów za błąd lub objaw lekceważącego do nich stosunku, biorąc bowiem pod uwagę moment chronologiczny, zabytki te należałoby umieścić w punkcie 1 lub 2. Niewątpliwie też zostaną one wysunięte na czoło opisów takich osad jak: Gniezno, Poznań, Wrocław, Opole, Kraków, Sandomierz, Przemyśl itd. Obstając twardo – wbrew zdaniu niektórych innych uczestników słownikowych dyskusji – przy przeniesieniu tego elementu w opisach pomniejszych osad do punktu 8, kierowałem się tym, że wykopaliska w ogóle, a zwłaszcza dotychczasowe, obejmują tylko drobną cząstkę tego, co by się powinno w ziemi zachować i z niej wydobyć. Umieszczając zatem te zabytki na początku opisów, wywoływałoby się wrażenie, iż osiedla, przy których widnieją wzmianki o wykopaliskach, posiadają starszą metrykę od innych. Tymczasem wiadomo, że są to rzeczy czysto przypadkowe i że datowanie owych zabytków, o ile w ogóle są datowane, pozostawia z reguły bardzo wiele do życzenia. Nie bierze się np. często pod uwagę faktu, że jeszcze w XIV i XV w. Polska nie była bardzo „murowana” i że mnóstwo zabytków „archeologicznych” – mam na myśli przede wszystkim małe grodziska – pochodzi w konsekwencji z późniejszego nieco lub całkiem późnego średniowiecza. Jeśli się jeszcze doda, że autorzy Słownika nie mogą wziąć na siebie odpowiedzialności za kompletność i ścisłość odnośnych danych, to staje się jasne, iż traktowanie wykopalisk na równi z informacjami źródeł pisanych byłoby rzeczą zgoła niewskazaną.

V

Jednym ze środków, który pomoże utrzymać objętość Słownika w rozsądnych granicach, jest zastosowanie systemu skrótów rzeczowych i dokumentacyjnych. Nie jest to jednak sprawa łatwa, z jednej strony bowiem chodzi o posuniętą jak najdalej oszczędność papieru i druku, z drugiej zaś o to, by nie przeładować tekstu skrótami i nie zrobić go w konsekwencji trudno czytelnym i niezrozumiałym, a poza tym by utrzymać jednolity w miarę możności charakter całego wydawnictwa.

Najwięcej trudności nastręczają oczywiście skróty rzeczowe, od ich bowiem doboru i sposobu użycia zależy komunikatywność tekstu. Ustalając system tych skrótów trzymano się zasady, że powinny być one łatwe do rozszyfrowania, zarówno ze względu na swój kształt, jak i na kontekst, w jakim się je umieszcza. Ogół skrótów rzeczowych podzielić można z grubsza na 3 grupy. Do pierwszej, bardzo zresztą nielicznej, należą takie, które nie potrzebują podparcia ze strony innych słów, wobec czego oznaczone nimi wyrazy skracane są zawsze i wszędzie, np. dzies. – dziesięcina, folw. – folwark(czny), N – północ, wg – według, zob. – zobacz itp. Skróty drugiej grupy obejmują wyrazy, które nie występują wprawdzie „bez towarzystwa”, ale skracane są zawsze, np. psęd. – podsędek, bp – biskup, os.– osiadły, klaszt. – klasztorny, wrocł. – wrocławski itd., a do trzeciej grupy zaliczam te wyrazy, które się skraca tylko wtedy, gdy występują razem z liczebnikami, przymiotnikami, dopełniaczami, oraz nazwami, imionami, nazwiskami, w przeciwnym zaś razie podaje się je w całości, gdyż skrócone mogłyby stać się źródłem błędów i nieporozumień. Tak np. skróty: ł. (łan) i gr (grosz) mogą być użyte tylko przy liczebniku; kaszt. (kasztelan-owa) i pow. (powiat) tylko z przymiotnikiem; kl. (klasztor), h. (herbu), jez. (jezioro) i m. (miasto), tylko łącznie z nazwą, a na przykład c. (córka), ap. (apostoł) i ś. (święty) tylko przy imieniu. Zasada generalna jest taka, że skróty rzeczowe stosuje się tylko w tych wypadkach, gdy ich użycie nie zaciemnia tekstu, a pozwala zaoszczędzić przynajmniej 2 znaki drukarskie (np. 5 ł. kmiec. a 2 ł. kmiece). Czasowników nie skraca się nigdy, często natomiast opuszcza się orzeczenie, jeśli nie cierpi na tym sens zdania. Po każdym skrócie „per suspensionem” (urobionym przez obcięcie końca słowa, np. dzies. – dziesięcina) daje się kropkę, nie robi się tego natomiast przy skrótach „per contractionem” (urobionych przez wypuszczenie środka słowa), które różnią się tym jeszcze od poprzednich, że otrzymują różne końcówki w różnych przypadkach (np. bp, bpa, bpowi itd.).

Pewne zastrzeżenia wywołać może skracanie imion osób, a także przydomków panujących, wprowadzone już w trakcie opracowania czystopisu Słownika wieluńskiego. Z jednej strony bowiem skróty te obniżają jeszcze i tak nie nazbyt atrakcyjny wygląd Słownika, z drugiej zaś nie da się stosować ich z żelazną konsekwencją, której oczekuje się normalnie od tego typu wydawnictw. Jest rzeczą oczywistą, iż w danym wypadku skracać można jedynie wieloliterowe i odróżniające się wyraźnie od innych imiona chrześcijańskie, i to tylko w tych wypadkach, gdy występują w towarzystwie nazwisk (przezwisk), względnie nazw posiadłości (np. Mik. z Torunia, Małg. z Wieruszowa) i herbów (np. Stan. h. Nowina, Grzeg. h. Korab) i gdy dzięki skrótowi zyskujemy przynajmniej 2 znaki drukarskie. Ponieważ jednak w źródłach z XIV i XV w. imiona chrześcijańskie występują już masowo, i dość często podawać trzeba również imiona i przydomki panujących, zatem ich skracanie powinno dać w efekcie duże oszczędności, nie powinno natomiast obniżyć zbytnio czytelności Słownika. Chodzi wszak o to, by każda, podana w nim wzmianka, choć ujęta jak najzwięźlej, była zrozumiała dla czytelników, a nie o to, by jej wygląd był dopasowany formalnie do jakiejś jednej generalnej reguły.

Skoro zdecydowaliśmy się podawać dokumentację dla wszystkich zamieszczonych w opisach informacji, to musieliśmy zdecydować się również na zastosowanie całkowicie niemal nowego – bez oglądania się na istniejące konwencje i nawyki – systemu skrótów przypisowych (dokumentacyjnych), gdyż używane dotychczas z reguły wieloliterowe skróty dla naszego Słownika absolutnie się nie nadają. I nic dziwnego, gdyż w zwykłych opracowaniach i publikacjach źródeł podaje się je pod tekstem w przypisach, a nie – jak w Słowniku – w środku tekstu oraz po każdej dosłownie informacji.

Nie dało się z tym wszystkim stworzyć systemu skrótów przypisowych, który byłby oderwany całkowicie od tytułów wydawnictw oraz nazw rękopisów i zespołów rękopiśmiennych (archiwalnych i bibliotecznych), w rezultacie zatem skróty jednoliterowe należą do wyjątków i zostały wprowadzone tylko dla tych publikacji, które w pewnych działach Słownika cytowane będą tysiące razy, jak np. regesty śląskie Grünhagena (R), Akta Grodzkie i Ziemskie (A), Pommerellisches Urkundenbuch (P), czy księgi uposażeń 3 diecezji (D, L, Ł). Gdzie się tylko da, tam stosujemy skróty 2-literowe, zaś 4-literowe nie wchodzą w ogóle w grę przy wydawnictwach źródeł i zespołach rękopiśmiennych. Jeśli któreś z tych wydawnictw i zespołów zawiera materiał do kilku lub kilkunastu dzielnic, to odnośny skrót obowiązywać będzie w kilku albo we wszystkich działach Słownika (np. MPH). Poza tym jednak nie przywiązuje się większego znaczenia do tego, by każde źródło posiadało własny, niepowtarzalny skrót, gdyż to by utrudniło robotę, nic w zamian nie dając. Przy takiej bowiem masie różnego rodzaju publikacji oraz zespołów rękopiśmiennych i tak nikt nie jest w stanie spamiętać wszystkich skrótów a zresztą każdy dział musi posiadać własny ich zestaw. Chodzi zatem tylko o to, by skróty powtarzalne występowały w odległych działach, np. śląskim i mazowieckim, krakowskim i którymś pomorskim, wielkopolskim i przemysko-sanockim.

Rozważając tę sprawę, nie wolno zapominać, że nasz Słownik jest dziełem w całym tego słowa znaczeniu wyjątkowym, możliwym do zrealizowania tylko przy użyciu wyjątkowych środków, jeśli zatem chcemy oddać go do rąk czytelników, to musimy zrezygnować – m.in. w odniesieniu do systemu skrótów – z teoretycznej, a tym bardziej idealnej doskonałości. Z tych właśnie praktycznych względów rozbija się na poszczególne tytuły wielotomowe wydawnictwa o różnorodnej zawartości, np. Starodawne Prawa Polskiego Pomniki, Codex diplomaticus Silesiae, Archiwum Komisji Historycznej i Archiwum Komisji Prawniczej itp. Chodzi przy tym o uniknięcie w miarę możności podawania tomów i zaoszczędzenie jak najwięcej znaków drukarskich.

Skróty dokumentacyjne urabiane są z reguły od tytułów wydawnictw i nazw zespołów rękopiśmiennych, a także od nazwisk autorów podstawowych opracowań historycznych i archeologicznych, nigdy natomiast od nazwisk wydawców. Po skrótach kilkuliterowych, urobionych od pierwszego słowa tytułu (np. Lit. – Lites ac res gestae inter Polonos ordinemque Cruciferorum) lub od nazwiska autora (np. Ros. – Rosin, Pat. – Patykiewicz), kładzie się zawsze kropkę, czego się nie robi przy skrótach jednoliterowych lub takich, w których każda litera jest skrótem jakiegoś wyrazu (np. GW – grodzkie wieluńskie – księgi). Tomy oznacza się tylko wtedy, gdy każdy z nich posiada odrębną paginację lub numerację aktów12Cytując wydany przez F. Piekosińskiego tom V Kodeksu dyplomatycznego Wielkopolski (Poznań 1908), nie oznaczano w Słowniku wieluńskim tomu, mimo że posiada on odrębną numerację akt. Ponieważ jednak tomy I-IV tego wydawnictwa, które posiadają ciągłą numerację akt, obejmują dokumenty do r. 1399, a tom V obejmuje dokumenty z lat 1400-1444, jest zatem rzeczą oczywistą, iż cytowane z tego czasu wzmianki pochodzą z tomu V tegoż kodeksu. Liczbę oznaczającą tom publikacji drukowanej lub sygnaturę rękopisu oddziela się przecinkiem od liczb oznaczających strony lub karty.

VI

Niejeden z czytelników zapyta z pewnością, czy było rzeczą celową wydawanie osobnego zeszytu Słownika ziemi wieluńskiej. Byłoby oczywiście lepiej wydać go razem ze Słownikiem łęczycko-sieradzkim, niemniej i wtedy trzeba by się dobrze zastanowić, czy Słownik wieluński należy włączyć, czy też dołączyć do tamtego. Jak bowiem świadczy wymienienie kasztelanii rudzkiej w bulli gnieźnieńskiej z 1136 r. w gronie kasztelanii wielkopolskich, a nie środkowo-polskich, a także późniejsze losy ziemi rudzko-wieluńskiej i fakt, że jeszcze w XV w. nie straciła ona całkiem swej samodzielności na rzecz woj. sieradzkiego, tworzyła ona w gruncie rzeczy odrębną od niego jednostkę. Gdyby nie zbyt mały jej obszar (2777 km2Ponieważ oprócz zacytowanej dopiero co instrukcji nie udostępniono mi żadnych innych materiałów, zatem nie mogę napisać nic więcej o Słowniku wczesnośredniowiecznym), to by powinna stanowić w Słowniku osobny dział, względy praktyczne nakazują jednak połączenie Słownika wieluńskiego z łęczycko-sieradzkim. Ponieważ nie ma nadziei, by ten ostatni doczekał się w najbliższych latach prawidłowego opracowania, a kartoteka Słownika wieluńskiego była gotowa już na przełomie r. 1961/62, zatem zdecydowano oddać go jak najszybciej w ręce czytelników, by mogli stwierdzić naocznie, jak będzie wyglądał Słownik średniowieczny, ocenić jego naukową wartość i poddać dyskusji zasady jego opracowania.

Jak to wspomniałem wyżej, inne partie Słownika będą różnić się w mniejszym lub większym stopniu od partii wieluńskiej. Najbardziej – rzecz jasna – odbiegać od niej będą słowniki tych prowincji i ziem, które nie należały w XIV i XV w. do Korony lub zostały do niej włączone w tym okresie (Ruś Czerwona i Prusy Królewskie). W mniejszym już stopniu dotyczy to pozostałych ziem, choć każda z nich różni się wyraźnie od wszystkich innych, gdy chodzi o wyposażenie w średniowieczny materiał źródłowy. Nie ulega np. wątpliwości, że Słownik wieluński będzie ustępował pod tym względem dość znacznie Słownikowi wielkopolskiemu, krakowskiemu, a może nawet przemysko-sanockiemu, poza tym jednak reprezentuje dobry przeciętny poziom, o ile o takim może być w ogóle mowa. Jeśli zdołał taki poziom osiągnąć, to tylko dzięki powiązaniu z rozprawą dra R. Rosina o osadnictwie ziemi wieluńskiej w XII-XVI w.13Zob. wyżej, przyp. 6, przeprowadził on bowiem pod kątem widzenia tego tematu bardzo rozległą i gruntowną kwerendę źródłową, której dla samego Słownika w takim zakresie robić by było nie sposób. Nie znaczy to jednak, by Autor Słownika wieluńskiego wyczerpał wszystkie dostępne obecnie materiały źródłowe z wieków średnich14Podane niżej uwagi o kwerendzie źródłowej pochodzą od dra R. Rosina, który nadał im formę „wstępu” do Słownika wieluńskiego, podając tam również szereg informacji o sposobie opracowania tego Słownika. Ponieważ jednak informacje owe znalazły się już w ogólnym „wstępie”, zatem włączyłem doń również wspomniane wyżej uwagi o niektórych źródłach wieluńskich. Z wielu wzmianek korzystać musiał poprzez Badania nazw topograficznych ks. S. Kozierowskiego, pracę M. Perlińskiego o Ostrzeszowie i notatki W. Patykiewicza z ksiąg oficjalatu wieluńskiego, m.in. na skutek zmienionego układu ksiąg w Archiwum Państwowym w Poznaniu oraz niemożności wyzyskania ksiąg sądowych wieluńskich i ostrzeszowskich z XVII i XVIII w., które Kozierowski wykorzystał sposobem „wyrywkowym”. Jak wykazała kwerenda przeprowadzona w księgach sieradzkich i szadkowskich dla Katedry Historii Polski do XV w. i Nauk Pomocniczych UŁ, materiał źródłowy do ziemi wieluńskiej z okresu średniowiecznego trafia się nierzadko również w księgach sądowych sąsiednich powiatów, których Autor przerabiać nie był w stanie. Jak już zresztą była o tym mowa, celem Słownika nie jest i być nie może wyczerpanie wszystkich źródeł średniowiecznych, a tylko odtworzenie pełnej w miarę możności sieci osad istniejących w jakimś przekroju średniowiecznym lub do średniowiecznego najbardziej zbliżonym. Nie ulega wątpliwości, że Słownik wieluński spełnia to zadanie w sposób zadowalający15Trzeba dodać, że Autor Słownika wieluńskiego mógł wykorzystać przy jego redagowaniu recenzję swej rozprawy o osadnictwie ziemi wieluńskiej pióra W. Patykiewicza, dzięki bowiem Jego uprzejmości otrzymał do wglądu maszynopis tej recenzji. Ukaże się ona drukiem w „Naszej Przeszłości”. KAROL BUCZEK. Nie da się jednak ukryć, że na skutek ścisłego powiązania z dysertacją dra Rosina Słownik ten odbiega w pewnych szczegółach od norm, przewidzianych dla innych partii omawianego dzieła. Odstępstwa te wprowadzono bądź z konieczności, bądź też rozmyślnie, a to celem zilustrowania niektórych spornych zagadnień i ułatwienia dyskusji nad nimi. W tych wątpliwych sprawach, dotyczących zwłaszcza datowania niektórych przekazów źródłowych i identyfikacji wielu obiektów, Autor nie podaje objaśnień w tekście, lecz odsyła z reguły do swoich ustaleń w pracy o ziemi wieluńskiej, czego nie dało się uniknąć, choć wskazane to nie jest i w innych partiach Słownika praktykowane nie będzie. Jedną z cech jego rozprawy jest maksymalizm, objawiający się w dążeniu do poszukiwania dla osad możliwie najstarszej metryki. Ponieważ rozprawa dra Rosina omawia rozwój osadnictwa do XVI w. włącznie, zatem wyzyskał on w szerokiej mierze i uwzględnił w Słowniku wieluńskim materiał źródłowy z tegoż stulecia, który to materiał nie we wszystkich partiach dopuszczony zostanie do głosu w równie dużym stopniu. W odniesieniu do w. XV Słownik wieluński podaje sporo małoważnych informacji źródłowych, unikaliśmy jednak świadomie rygorystycznego ich selekcjonowania, chcąc dostarczyć materiału do krytycznej dyskusji nad metodą redagowania Słownika i wykazać, że nie można się przy tym obejść bez daleko idącej selekcji. Poza tym w innych partiach Słownika nie będzie się chyba dawać odsyłaczy do wszystkich, ewidentnie zepsutych nazw, jak to ma miejsce w partii wieluńskiej, której autor obstawał przy tym, by nie pomijać żadnych odmian nazw. Zobaczymy, jak odniosą się do tej sprawy krytycy omawianego dzieła, choć konieczność daleko idącego ograniczenia jego rozmiarów przemawia – moim zdaniem – za stosowaniem również i w tym wypadku ostrej selekcji.

1 Zob. A. Gieysztor, O przeglądowym atlasie wczesnodziejowym ziem polskich. Sprawozdania PAU, LI, 1950, nr 4, s. 210-211 i S. Herbst, Przeglądowy atlas wczesnodziejowy ziem polskich, Projekt wydawnictwa. „Kwartalnik Historyczny”, LVIII, 1951, z. 1-2, s. 123-125.

2 Ponieważ oprócz zacytowanej dopiero co instrukcji nie udostępniono mi żadnych innych materiałów, zatem nie mogę napisać nic więcej o Słowniku wczesnośredniowiecznym.

3 W dalszym ciągu będę określał go krótko mianem: „Słownik”, „nasz Słownik”, lub „Słownik średniowieczny”.

Koncepcję opracowania mapy osadnictwa średniowiecznego i słownika historyczno-geograficznego PRL wysunąłem w powielonym projekcie „planu prac nad Atlasem Historycznym Polski”, zreferowanym w Instytucie Historii PAN 25 XI 1957 r. Poddałem tam również krytyce projekt Atlasu i Słownika wczesnodziejowego.

4 Od połowy 1962 r. zaczął pracować „na umowie” nad przygotowaniem Słownika ziemi lubuskiej i Nowej Marchii dr Ludwik Zieliński z Gdyni, który współpracował ongiś w Łodzi z prof. S. Zajączkowskim nad Słownikiem łęczycko-sieradzkim.

5 Przy ustalaniu ostatecznej redakcji Słownika pomagał mi bardzo wydatnie dr R. Rosin, właśnie bowiem przygotowywanie czystopisu Słownika wieluńskiego zmusiło do zmiany niektórych dawniejszych na tę sprawę poglądów.

6 Trzeba jednak pamiętać, że rejestry poborowe podają tylko liczbę łanów, od których płacono w danym roku podatek i są w konsekwencji bardzo zawodnym źródłem, jeśli chodzi o ustalenie wielkości osad, nie mówiąc już o tym, że nie podają areału gruntów folwarcznych. Zob. np. R. Rosin, Ziemia wieluńska w XII-XVI w. Studia z dziejów osadnictwa. Łódź 1961, s. 265-269.

7 Nie od rzeczy będzie zauważyć, że zachowane do naszych czasów dokumenty z XII i XIII, a nawet XIV i XV w., dotyczą w znacznej większości posiadłości kościelnych i klasztornych, przy czym duża ich część nie doczekała się do dzisiaj ogłoszenia drukiem. Również średniowieczne księgi sądowe zachowały się do naszych czasów tylko w niewielkim procencie. Skoro materiał źródłowy uległ już tak daleko idącej selekcji, to nie miałoby racji sprzeciwiać się jej ze względów teoretyczno-naukowych.

8 Wobec niewielkiej stosunkowo liczebności, a wielkiej różnorodności owych obiektów nie da się skonstruować odpowiednich schematów dla jednej i drugiej ich kategorii.

9 Przy źródłach tego typu, jak wydane przez B. Ulanowskiego Wizytacje dóbr arcybiskupstwa gnieźnieńskiego i kapituły gnieźnieńskiej z XVI wieku (Kraków 1920) oraz ksiąg uposażeń Długosza i Łaskiego, a więc zawierających dane z różnych łat, podawano w Słowniku wieluńskim jedną datę orientacyjną, przyjętą dla całego dzieła.

10 S. Rospond, Słownik nazw geograficznych Polski Zachodniej i Północnej, cz, I-II, Wrocław-Warszawa 1951.

11 Zob. wyżej, przyp. 6.

12 Cytując wydany przez F. Piekosińskiego tom V Kodeksu dyplomatycznego Wielkopolski (Poznań 1908), nie oznaczano w Słowniku wieluńskim tomu, mimo że posiada on odrębną numerację akt. Ponieważ jednak tomy I-IV tego wydawnictwa, które posiadają ciągłą numerację akt, obejmują dokumenty do r. 1399, a tom V obejmuje dokumenty z lat 1400-1444, jest zatem rzeczą oczywistą, iż cytowane z tego czasu wzmianki pochodzą z tomu V tegoż kodeksu.

13 Zob. wyżej, przyp. 6.

14 Podane niżej uwagi o kwerendzie źródłowej pochodzą od dra R. Rosina, który nadał im formę „wstępu” do Słownika wieluńskiego, podając tam również szereg informacji o sposobie opracowania tego Słownika. Ponieważ jednak informacje owe znalazły się już w ogólnym „wstępie”, zatem włączyłem doń również wspomniane wyżej uwagi o niektórych źródłach wieluńskich.

15 Trzeba dodać, że Autor Słownika wieluńskiego mógł wykorzystać przy jego redagowaniu recenzję swej rozprawy o osadnictwie ziemi wieluńskiej pióra W. Patykiewicza, dzięki bowiem Jego uprzejmości otrzymał do wglądu maszynopis tej recenzji. Ukaże się ona drukiem w „Naszej Przeszłości”.

KAROL BUCZEK